Panowie, jeśli dziś nie dostarczycie mi na budowę zamówionych materiałów, będzie to mój koniec. Koniec przez K największe. Inwestycja jest już tak spóźniona, że nie mogę sobie pozwolić na oczekiwanie. Ani dnia dłużej. Inwestor wprowadził na budowę swojego człowieka, który patrzy mi na ręce. Od bankructwa dzieli mnie tylko tyle, ile zajmują dwie płyty warstwowe oddzielające moje biuro od biura nasłanego Cerbera. Diabli nadali tego kreta. Kopie pode mną dołki, jak tylko przeczytał dziennik budowy. Nietrudno się zorientować, że mamy spore kłopoty. Głównie z pracami wewnątrz budynku. Nadciąga okres zimowego zastoju w pracach pod gołym niebem. Trzeba zrobić wszystko, by uratować kilka terminów. Wpadłem na pomysł uruchomienia drugiej zmiany. Ludzie nie mogą pracować po czternaście lub chociaż dwanaście godzin codziennie bez dnia wolnego. Na dłuższą metę tak się nie da. Zmęczenie da się we znaki już po miesiącu. Zniechęcenie i brak dbałości o bezpieczeństwo może mieć opłakane skutki. Wystarczy jeden wypadek.