Jednym z moich ulubionych pisarzy science-fiction jest Stanisław Lem. W młodości, gdy zaczynałem interesować się tym gatunkiem, nie przemawiał do mnie w ogóle, bo jego teksty były po prostu zbyt trudne dla nastolatka. Wróciłem do Lema w wieku lat dwudziestu kilku, za namową dziewczyny, z którą się spotykałem. Była wielką fanką pisarza. Pamiętając, jak ciężko czytało mi się w szkole „Opowieści o pilocie Pirxie”, przez jakiś czas opierałem się jej namowom, ale w końcu uległem. A potem w ciągu niecałych dwóch lat przeczytałem prawie wszystkie jego książki.
Tym, co u Lema podoba mi się najbardziej jest wyobraźnia, zdolność nieszablonowego myślenia oraz dbałość o naukową rzetelność. Jeśli bohater leci rakietą, to w książce musi być opisana jej architektura. Jeśli pojawia się forma życia, która wyraźnie różni się od wszystkiego, z czym mamy do czynienia na Ziemi, to Lem musi wytłumaczyć czytelnikowi, w jaki sposób te różnice zostały wykształcone i w jakich warunkach przebiegała ewolucja tych istot.